BLOG << zobacz wszystkie wpisy

5 sierpnia 2013,

Kroczenie po wodzie

Lb 11, 4b-15 · Ps 81 · Mt 14, 22-36

W dzisiejszych czytaniach mamy ukazane różne aspekty wiary i jej dynamikę.

Po pierwsze do Boga przychodzą Ci, którzy mają jakieś potrzeby. Raz zaspokojeni będą Go szukać i pragnąć więcej. Jezus, gdy nakarmił 5 tysięcy wiedział, że wielu będzie Go szukało, ale ich motywacją będzie zaspokajanie swoich potrzeb. Nie o to chodziło Mistrzowi. Oddalał się od nich lub odprawiał ich. Nie był obojętny w stosunku do nich, ale miał inny plan.

Dalej widzimy, że po wielkim znaku rozmnożenia chleba Apostołowie doświadczają przeciwności na jeziorze. Ten sam dzień może przynieść wielkie zwycięstwo w Chrystusie i przeciwności: „Łódź była miotana falami, bo wiatr był im przeciwny.”

Dalej widzimy, że Jezus przychodzi do Apostołów w tych przeciwnościach. On jest z nami wtedy, gdy życie lub okoliczności nami pomiata. Przychodzi w sposób, który nas zaskakuje, może nie tak, jak chcielibyśmy. Czasem, jak Apostołowie, Jego pojawienia się nie rozpoznamy od razu, wręcz przeciwnie, będzie nas to napawało dodatkowym lękiem. Dlatego potrzebujemy Go słuchać, aby usłyszeć ten głos: „to Ja, nie bójcie się.”

Następna scena pokazuje, że w rozpoznawaniu obecności Jezusa często nie mamy absolutnej pewności, że to On. Wykładamy wtedy runo, jak Gedeon. Piotr pierwszy chciał to sprawdzić: „Jeśli to Ty, to…”. Otrzymał niesamowity przywilej, chodzenia po wodzie. Ale ten znak nie utwierdził mocno jego wiary. Dopóki patrzył na Jezusa szedł po wodzie, ale zobaczył w pewnej chwili „silny wiatr”.

Może uświadomił sobie, co tak naprawdę się dzieje, bo wiatr przecież był też wcześniej. Może to był większy podmuch, większa fala. Dla Mateusza to nie jest ważne, bo ukazuje dynamikę naszej wiary i naśladowania Jezusa. Kiedy patrzymy na Niego, idziemy po wodzie, czyli robimy rzeczy niewyobrażalne z ludzkiego punktu widzenia. Już nie tylko doświadczamy znaku, ale jesteśmy znakiem.

Kiedy zwracamy uwagę na okoliczności, to dzieje się źle. Przestajemy widzieć Jezusa, jako Pana rzeczywistości. Mateusz bowiem ukazuje, że jeżeli robimy coś, co jest wolą Pana i polegamy na Nim, to nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli polegamy na sobie, naszym doświadczeniu i jeżeli oceniamy według możliwości tego świata – toniemy.

Na koniec kolejna lekcja. Jeżeli toniemy, to trzeba krzyczeć: Jezusie ratuj! A wtedy On przychodzi, podaje nam rękę i jedynie pyta, dlaczego zwątpiliśmy. Warto tu ciągle powtarzać, że Piotr znalazł się w sytuacji „tonącego” gdy działał zgodnie z wolą Pana. Cała akcja zaczęła się od pytania Piotra i słów Jezusa „Przyjdź”. Piotr nie odstawiał więc prywaty, nie zapędził się sam w kozi róg. Szedł do Pana.

Gdy wsiedli do łodzi wszystko ucichło i życie potoczyło się dalej. Co by było z tego doświadczenia, gdyby Piotr pozostał w łodzi? Niewiele albo nic. Jest w tym ważna lekcja dla wszystkich wierzących. Aby doświadczyć głębiej Pana, musisz wysiąść z łodzi! Tam jest doświadczenie dające życie, napędzające twoją i moją wiarę. Tam, poza łodzią jest bliskość Pana i doświadczenie Jego mocy. Dlatego szukajmy Pana, gdzie On jest i pytajmy, czy mamy do niego iść.

Dlatego Papież Franciszek woła: wyjdźcie na ulicę, wyjdźcie z domu! Tam można zostać poturbowanym, ale pozostając w domu jesteś jak ktoś chory. Kościół może być poturbowany, ale nie powinien być chory. Żywym przykładem są nasi Przystankowicze. Nie wiem, czy wracający z PJ są poturbowani, ale na pewno nie są chorzy!